środa, 31 grudnia 2014

Noworoczne postanowienia

*nalewa sobie trochę wina*

Mam dziś Sylwestra. Nie mogę mieć go jutro (a właściwie to już dziś), bo pracuję pierwszego.

Siedzę i się zastanawiam...

Czy ludzie  n-a-p-r-a-w-d-ę  maja noworoczne postanowienia, czy to jakaś medialna ściema? Naprawdę czują potrzebę obiecywania czegoś, gdy zmienia się data? Naprawdę?

Jeśli tak, to niebywałe. Nie umiem sobie tego wyobrazić. Kompletnie. Nigdy nie miałam noworocznego postanowienia. Właśnie próbowałam jakieś wymyślić.


Po chwili stwierdziłam, że skoro to nie jest obowiązkowe (całe szczęście), to dam sobie spokój.

sobota, 27 grudnia 2014

PL/EN

2nd - PL Wszystko, co osiągnęłam do tej pory poprzez upieranie się, żeby trzymać się własnego języka to odcięcie drogi ekspresji. Nawet teraz czuję się... czuję, że się zacięłam. Pewnie to zajmie chwilę, zanim wrócę do równowagi.  Zdałam sobie sprawę, że nie pozwoliłam sobie na żaden... krok pośredni, coś pomiędzy.

Święta potraktowały mnie łagodnie w ty
m roku. Nie było żadnych kłótni, ani presji. Goście odwiedzili moją rodzinę tylko raz. Starałam się spędzić z nimi chwilę (co zaskutkowało bólem głowy - ale chciałam spróbować). Przyglądanie się dziewięciu osobom na raz,  gadającym jeden przez drugiego jest jak bycie świadkiem katastrofy - to czysty, jazgotliwy chaos. Nie wiedziałam co się dzieje, jaki jest aktualny temat rozmowy (w pewnej chwili naliczyłam trzy naraz!) i oczywiście - jak dołączyć i jak odpowiadać. Otworzyłam usta raz, czy dwa - nagle wszystkie oczy były skierowane na mnie. To dość, żebym się znowu zamknęła.

- Stoisz w drzwiach, jakbyś chciała prosić na wesele! Kto jest szczęśliwym wybrankiem?

Śmiech. Cisza. Oczekiwanie na odpowiedź.

- Moja kariera...

WWWWWWOOOOOAAAAAHHHH zawył tłum, jak w reakcji na świńskie kawały.

To nie był żart.
Pomyślałam, że mam ciekawsze rzeczy do roboty i powstrzymałam się od wyjścia po raz kolejny.

---

1st - EN All that I've achieved so far through insisting on sticking to my own language  is shutting down the way of expression. Even now I feel stuck. I guess that it will take a while until I'll regain balance. I realized that I didn't allow myself to take some half-step, something in between.


czwartek, 25 grudnia 2014

Delete

*kasuje poprzedni tekst*

To jedno wielkie gówno i wcale nie o to mi chodzi. To wcale nie tak miało wyglądać...

Odczuwam takie napięcie, że mam szczerą ochotę rzucać rzeczami. Fakt, że nie mogę ująć tego, co ważne w słowa doprowadza mnie w tej chwili do szału.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Why stop now (2012)

Jeśli już komedie wyzwalają we mnie jakiekolwiek emocje, to najczęściej po prostu chce mi się płakać i to nie ze śmiechu. Kiedyś ktoś chciał mnie rozweselić i włączył Big Bang Theory i rzeczywiście zaczęłam płakać, bo oni są inni od wszystkich i dlatego wszyscy się z nich śmieją.

Dziś obejrzałam komedię. Why stop now. Przez przypadek. Zainteresowałam się filmografią Eisenberga. I co? I film był naprawdę zabawny! Śmiałam się w głos. Przedstawiona historia była wciągająca i całkiem ekscytująca, a w dodatku film nie jest pozbawiony sensu, ani morału.

---

Eli jest bohaterem tej rodziny, jej podporą, zupełnie jakby był zobowiązany robić te wszystkie rzeczy, które powinien wykonywać ktoś starszy i bardziej doświadczony. Na przykład ojciec.

Ojca zabrakło i wszystko jest na głowie tego dzieciaka (i oczywiście nikt nie ma nic przeciwko temu, tylko wszyscy odetchnęli z ulgą). Żyje "na dwa etaty". Próbuje zachować we względnym ładzie życie własne i rodzinne. Jest mediatorem, opiekunem, motywuje innych - przejmuje inicjatywę. W wolnych chwilach usiłuje pozałatwiać własne sprawy. Nic nie dostał za darmo i nie wygląda na to, żeby go mocno wspierano. To, co osiągnął zawdzięcza własnej pracy, na przekór wszystkiemu.







Fajna to bajka - bo w prawdziwym życiu wyglądałoby to pewnie dużo gorzej. Widzę ten film też jako podnoszącą na duchu przypowieść o Dorosłym Dziecku, które walczy o swój kawałek życia, chociaż nie ma na to ani czasu, ani warunków.

Straciłam perspektywę czasu oglądając. Prosto i przyjemnie było spojrzeć na wszystko z jego perspektywy. To dobry dzieciak. Zasługuje na lepszy los. Jak wszystkie takie dzieciaki.

niedziela, 21 grudnia 2014

Obiecałam

To na pewno zabrzmi dziwnie.

Dawno, dawno temu przytrafił mi się zupełnie nieoczekiwany breakdown. Próbowałam dojść do siebie, jakoś doprowadzić się do ładu, chwytając się takich trików jak mycie twarzy w lodowatej wodzie. Oparłam rozdygotane ręce na umywalce w toalecie szpitala onkologicznego, zamknęłam oczy i starałam się uspokoić oddech.

- Spójrz na siebie. Kompletnie siebie opuściłaś - usłyszałam od osoby, która była tam ze mną, żeby dotrzymać mi towarzystwa.

***

Dawno temu (ale nie aż tak dawno) obiecałam sobie, że "już nigdy więcej siebie nie opuszczę". Że się sobą zaopiekuję.

Że będę zwracać baczniejszą uwagę na swoje potrzeby i je realizować.
Że będę się bronić przed ludźmi, którzy chcą mnie wykorzystać, albo zrobić mi krzywdę.
Że będę się o siebie troszczyć - w sensie jeść i to jeszcze jeść w urozmaicony sposób, spać w normalnych godzinach, próbować poprawiać sobie nastrój, gdy źle się czuję i chodzić do lekarza, gdy jestem chora, coś mnie boli, albo coś innego się ze mną dzieje.
Że nie będę nawalać w tych codziennych, głupich, ważnych czynnościach - płacić rachunki na czas, zmywać, prać i wyrzucać śmieci, bo to też część życia.
Że jak się zgubię to zapytam o drogę, bo mogę sobie tak oszczędzić wiele godzin nerwów.
Że jak mnie coś dobrego spotka to tego nie spieprzę.
Że nie będę patrzeć podejrzliwie na dobre momenty, tylko postaram się cieszyć nimi, dopóki trwają.

itp...

Muszę. Tak musi być. Jestem sama. Nikt tego za mnie nie zrobi, nie wskaże, ani za rękę nie zaprowadzi i odpowiedzialność jest po mojej stronie. Mogę nie mieć nikogo, ale muszę "mieć siebie".

W tym sensie: "potrzebuję siebie", muszę trzymać się tego kontaktu z samą sobą, żeby móc "usłyszeć" czasem głos tej osoby w środku, żeby wiedzieć czego ona (znaczy: ja) chce, czego potrzebuje, czego pragnie. Żeby jej to dać. Muszę wiedzieć co ją boli i dlaczego, żeby coś zrobić. Żeby jakoś pomóc, złagodzić, coś zaradzić. Muszę zadbać o otoczenie wokół niej.

A ona tak często po prostu milczy, albo to ja nie mogę jej "usłyszeć".

Pytam siebie: czego potrzebujesz, żeby poczuć się lepiej? Nic mi nie przychodzi do głowy. Co się stało? Cisza. Dlaczego nie powiesz nic temu, kto cię własnie potraktował chamsko? Nic, zupełnie nic. Może pora na obiad? Pustka.

Czasami mam wrażenie, że chyba niczego nie pragnę, niczego nie chcę, nie potrzebuję i jest mi zupełnie wszystko jedno co się ze mną dzieje i co ze mną zrobią inni ludzie, czy faktura za telefon jest opłacona, oraz co jest na obiad (znowu płatki śniadaniowe?) i czy w ogóle coś.

A przecież obiecałam.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Lampki choinkowe

Choinki nie mam i w sumie mi na tym nie zależy, ale moja półka na książki jest od dziś cała w lampkach choinkowych.

Święta czy nie - chętnie je tu zostawię.

czwartek, 11 grudnia 2014

Nie chce mi się wymyślać tytułu.

Wczorajszy dzień był inny. Jak całkiem lekki, miły przerywnik. Dziś wróciłam znowu do stanu poprzedniego. Nie mogę pozbierać myśli. Czuję jakiś... ciężar. Nie wiem jak to nazwać.


Dobrze, że jutro mogę zostać w domu. Może to mi dobrze zrobi. Nie wiem. Mam nadzieję.

---

EDIT: Jeszcze raz. Jeszcze raz spróbuję napisać.

Jestem przytłoczona. I zmęczona. Czym? Niedosypianiem. Pracą. Tempem tego wszystkiego co dzieje się wokół mnie. Ruchem. Hałasem. Sztucznym światłem. Rozmowami. Nieustannymi staraniami by żyć, nadążyć, zrozumieć i nie oszaleć. Ostatnio ciężko znaleźć mi czas, żeby odpocząć i chyba własnie przeholowałam. Dalej już nie mogę.

Skąd wiem, że już nie mogę? Współlokatorka zawiesiła na ścianie w przedpokoju kalendarz 2015 pod spodem aktualnego. "Rolnictwo i hodowla oczami dziecka". Z rysunkami. Chciałam obejrzeć. Przystanęłam i zaczęłam przewracać strony...

Wszyscy uśmiechnięci. Wszyscy zadowoleni. Rolnik karmi uśmiechnięte kury. Na rysunkach widać różowe rozanielone świnie i wyszczerzone, energiczne konie. Sielanka.

Zaczęłam przewracać strony coraz szybciej, jakbym mogła tam coś znaleźć.

Nie wierzę. No nie wierzę. Czy wszyscy tak to widzą? Czy wszyscy tak myślą? Gdzie w tym realia ferm, i zagród, które w końcu lądują na talerzu już jako mięso? Gdzie codzienność? Gdzie krew, udręka i śmierć, jako nieodłączny element życia na tym świecie? Dlaczego nie ma tu po tym ani śladu, jak gdyby w ogóle nie istniało?

A co ja tu chciałam zobaczyć? Prawdę?

Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa...

Kalendarz odpadł od ściany. Zsunął się. Chciałam go znowu zawiesić, ale główka gwoździa okazała się być zbyt szeroka w stosunku do średnicy otworu w kalendarzu. Potrzebne by było skupienie i precyzja, żeby umieścić go znowu na miejscu i to teraz, kiedy ja własnie źle się czuję. Więc męczyłam się, żeby to zrobić - ale z marnym skutkiem.

I wtedy nagle trafił mnie szlag.

Zacisnęłam pięść i brutalnie, z całej siły uderzyłam. Potem jeszcze raz. I jeszcze... Kalendarz dość szybko nabił się na gwóźdź. Gdy był już na miejscu nie przestałam i dołożyłam jeszcze kilka razy, aż gwoźdź się skrzywił. Oczywiście zrobiłam też sobie krzywdę, ale wtedy tego w ogóle nie poczułam, ani o tym nie myślałam. Potem odwróciłam się, skierowałam do pokoju, trzasnęłam drzwiami, usiadłam i schowałam twarz w dłoniach.

Ból poczułam dopiero dobrą chwilę po tym jak przestałam słyszeć bicie swojego serca i szum krwi w uszach.

Więc: nie mogę dalej.
Muszę odpocząć.