niedziela, 21 grudnia 2014

Obiecałam

To na pewno zabrzmi dziwnie.

Dawno, dawno temu przytrafił mi się zupełnie nieoczekiwany breakdown. Próbowałam dojść do siebie, jakoś doprowadzić się do ładu, chwytając się takich trików jak mycie twarzy w lodowatej wodzie. Oparłam rozdygotane ręce na umywalce w toalecie szpitala onkologicznego, zamknęłam oczy i starałam się uspokoić oddech.

- Spójrz na siebie. Kompletnie siebie opuściłaś - usłyszałam od osoby, która była tam ze mną, żeby dotrzymać mi towarzystwa.

***

Dawno temu (ale nie aż tak dawno) obiecałam sobie, że "już nigdy więcej siebie nie opuszczę". Że się sobą zaopiekuję.

Że będę zwracać baczniejszą uwagę na swoje potrzeby i je realizować.
Że będę się bronić przed ludźmi, którzy chcą mnie wykorzystać, albo zrobić mi krzywdę.
Że będę się o siebie troszczyć - w sensie jeść i to jeszcze jeść w urozmaicony sposób, spać w normalnych godzinach, próbować poprawiać sobie nastrój, gdy źle się czuję i chodzić do lekarza, gdy jestem chora, coś mnie boli, albo coś innego się ze mną dzieje.
Że nie będę nawalać w tych codziennych, głupich, ważnych czynnościach - płacić rachunki na czas, zmywać, prać i wyrzucać śmieci, bo to też część życia.
Że jak się zgubię to zapytam o drogę, bo mogę sobie tak oszczędzić wiele godzin nerwów.
Że jak mnie coś dobrego spotka to tego nie spieprzę.
Że nie będę patrzeć podejrzliwie na dobre momenty, tylko postaram się cieszyć nimi, dopóki trwają.

itp...

Muszę. Tak musi być. Jestem sama. Nikt tego za mnie nie zrobi, nie wskaże, ani za rękę nie zaprowadzi i odpowiedzialność jest po mojej stronie. Mogę nie mieć nikogo, ale muszę "mieć siebie".

W tym sensie: "potrzebuję siebie", muszę trzymać się tego kontaktu z samą sobą, żeby móc "usłyszeć" czasem głos tej osoby w środku, żeby wiedzieć czego ona (znaczy: ja) chce, czego potrzebuje, czego pragnie. Żeby jej to dać. Muszę wiedzieć co ją boli i dlaczego, żeby coś zrobić. Żeby jakoś pomóc, złagodzić, coś zaradzić. Muszę zadbać o otoczenie wokół niej.

A ona tak często po prostu milczy, albo to ja nie mogę jej "usłyszeć".

Pytam siebie: czego potrzebujesz, żeby poczuć się lepiej? Nic mi nie przychodzi do głowy. Co się stało? Cisza. Dlaczego nie powiesz nic temu, kto cię własnie potraktował chamsko? Nic, zupełnie nic. Może pora na obiad? Pustka.

Czasami mam wrażenie, że chyba niczego nie pragnę, niczego nie chcę, nie potrzebuję i jest mi zupełnie wszystko jedno co się ze mną dzieje i co ze mną zrobią inni ludzie, czy faktura za telefon jest opłacona, oraz co jest na obiad (znowu płatki śniadaniowe?) i czy w ogóle coś.

A przecież obiecałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz